piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 12 --> Succor

No i proszę, w końcu TEN rozdział - oczekiwany od dawna ^^
Wena mnie dopadła, więc nie pozostawało mi nic innego, jak usiąść i po prostu pisać, pisać,pisać. 
Tak oto zrodziło się to kilka stron, które znajdziecie poniżej.


Nie przedłużając:

Your imaginations ache and hunger, so...
Feast your eyes!

Kinnisidee 3:}





***


                     Thor patrzył, jak straż szybko otacza Lokiego, tworząc ze swych ciał żywą klatkę, zupełnie uniemożliwiającą więźniowi ucieczkę. Każdy z kregańczyczków przewyższał nie grzeszącego wzrostem bruneta o co najmniej dwie głowy, a krąg, w który się uformowali, był tak zwarty, że bóg gromów nie mógł dostrzec nawet skrawka jego zielonych szat.
- Lähme!* - rzucił szorstko dowódca i oddział sprawnie zaczął się oddalać, aż w końcu zniknął za zakrętem. Przez chwilę słychać było jeszcze miarowe kroki, które z każdą chwilą robiły się coraz cichsze i cichsze, aż w końcu i one kompletnie zamilkły.
                     Nie. To nie może się stać. Odinson napiął wszystkie mięśnie na tyle mocno, na ile był w stanie, próbując utworzyć chociażby małe pęknięcie w swojej lodowej pułapce. Zacisnął dłonie w pięści, wbijając sobie przy tym paznokcie w skórę. Nie zważał na to. Jego twarz z wysiłku przybrała nieco czerwonawy odcień, a na przedramiona wystąpiły mu sinoniebieskie żyły. starał się tak długo, aż pojawił się ból nie do wytrzymania. Skurcze spowodowane nadwyrężeniem ciała doskwierały mu naprawdę mocno, a nie mógł nawet rozmasować obolałych części ciała. Zamknął oczy i skupiając się ponownie spróbował przywołać do siebie Mjolnir. Jego starania zdały sie na nic. Poczuł lekkie ukłucie rozczarowania, chociaż w głębi duszy nie spodziewał się upragnionego efektu. Uświadomił sobie, że jest zupełnie jak dziecko - bezradny i zdany wyłącznie na innych. Ale nie było żadnych innych. Był sam. Uwięziony. Tak samo jak jego przyjaciele, z których rąk mógł otrzymać ratunek. Co prawda odzyskają wolność już niebawem, ale jakim kosztem. Gromowładny nie chciał dopuścić do tego, co miało się stać już za tak niedługo. Do tego, co już zaczęło się dziać. Znowu spróbował się oswobodzić. Nic. 

Odchylił głowę do tyłu i wydał z siebie donośny, rozdzierający krzyk przepełniony bezradnością i goryczą. 



 
***


 
                    Nie wiedział ile czasu minęło. Minuty, godziny? Stał w swej pułapce, kompletnie otępiony rozpaczą. Czy Loki już nie żyje? A może wije się gdzieś wyjąc z bólu, torturowany i pognębiany przez te nędzne kreatury? Wyobraźnia podsuwała mu okropne widoki kaźni i napełniała jego uszy udręczonymi, wręcz nieludzkimi krzykami Zielonookiego. Słyszał jego jęki. Jego płytki, szybki oddech. Cichy świst towarzyszący próbom wzięcia głębszego oddechu, nabrania powietrza w płuca... Głuchy odgłos silnych uderzeń w ciało. 
                     Potrząsnął głową, starając się pobyć tych wszystkich myśli, przywrócić sobie jasność umysłu. Udało się, jednak coś było nie tak. Nadal słyszał stłumione dźwięki. Był pewien, że tym razem nie są one kolejnym wytworem jego wyobraźni. Coś się działo. Zaciekawiony wytężył słuch, chcąc wychwycić z tego jak najwięcej. Po chwili był niemal pewny, że tam gdzieś rozpoczęła się bitwa. Pokrzykiwania oraz szczęk metalu o metal nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Czyżby przybyła odsiecz? Thor uśmiechnął się szeroko. - Czyli ojciec jednak odzyskał rozum - mruknął do siebie.
                     Teraz nie pozostawało już nic innego jak czekać na któregoś z asgardzkich wojów. Lód zostanie rozbity, a wtedy on, syn Odyna, odnajdzie i odzyska swój młot. I przystąpi do walki. Pokona kregańczyków. Odbije brata. Nie pozwoli mu umrzeć tutaj, w tym zimnym, ponurym miejscu. Zwyciężą i powrócą razem do domu.


***



                     Prowadzono go krętymi korytarzami, oświetlonymi jedynie małymi pochodniami umieszczonymi na ścianach w nieregularnych od siebie odstępach. Wokół panował półmrok. Minęli właśnie kolejny zakręt, gdy w jego nozdrza uderzył mocny, charakterystyczny zapach. Drażniący odór zgnilizny i skopanej ziemi. Nienawidził go, jednak w tej chwili poczuł ulgę. W ostatniej chwili powstrzymał się przed głębokim odetchnięciem.
- Więc nadeszła ta chwila - pomyślał z nieukrywaną radością.
- Zapewniam cię Vangide, że nasz kat jest mistrzem w swym fachu - powiedział Raev. - Będziemy rozkoszować się twymi powolnymi torturami aż do momentu, gdy zdechniesz, wyjąc niczym zarzynany pies.
- To wymagałoby czasu, kregańczyku. Czasu, którego nie macie - posłał przywódcy gorzki uśmiech.
- Bzdu... - olbrzym zamilkł w pół słowa, zmrużył lekko oczy, po czym wolno skierował spojrzenie w stronę najbliższego załomu. Dzieliło ich od niego zaledwie kilka metrów.
                   Loki usłyszał dźwięk, który z pewnością był przyczyną nagłego zaniepokojenia jego oprawcy. Skupił się, zaczynając zbierać energię. Wysysał ją z otoczenia niczym wielka pijawka. Na wewnętrznych stronach dłoni czuł delikatne ukłucia, podobne do tych spowodowanych przez igłę. Było to przyjemne uczucie. Lubił je. Ale jeszcze większym uwielbieniem darzył to, czego było zapowiedzią.

- Juhtida oma relva!** - Raev wyszarpnął z pochwy swą pokaźnych rozmiarów szablę i ugiął lekko kolana. - Lühidalt stiilne!***
Straż wykonała rozkaz, jednak żaden z nich nie zwracał już uwagi na bruneta, który nadal znajdował się w kręgu, uwięziony między ich ciałami. Kilka sekund później zza rogu wypadła grupa opancerzonych wojowników. Obcy bez chwili wahania rzucili się na wciąż mocno zdezorientowanych kregańczyków, rozpoczynając utarczkę z Tulekhajami.





***



                    Raev walczył z dwoma przeciwnikami naraz. Nie należało to do najłatwiejszych zadań, ale zdarzało się już, że bywał w trudniejszych sytuacjach. Co prawda kilka ładnych lat temu, jednak ręka nigdy nie zapomina tego, czego wyuczono jej w przeszłości. Dlatego właśnie posługiwanie się szablą przychodziło mu z łatwością. Potyczka zaczynała go już jednak nieco męczyć. Mimo swego wyglądu nie był młodzikiem. Dobrze się trzymał, jak każdy kregańczyk, jednak wiek dawał o sobie znać w dość nieprzyjemny sposób. W końcu jednak powalił obu wrogów i omiótł dzikim wzrokiem wszystko dookoła. Nagle dostrzegł coś, co sprawiło, że krew w jego czarnych żyłach zawrzała ze wściekłości.
                    Z boku, pod ścianą, stał czarnowłosy więzień, ten cały syn Odyna. Opierał się plecami o chropowatą powierzchnię i z założonymi ramionami, uśmiechając się szeroko, spokojnie przyglądał rzezi. Raev nie mógł znieść widoku tej zadowolonej twarzy. Podbiegł ciężko, zamachnął się i ciął szablą stojącego nieruchomo Lokiego. Ku jego zdziwieniu broń płynnie przeniknęła przez ciało chłopaka, zarysowując jedynie znajdującą się za nim, kamienną płaszczyznę.
Zaklął siarczyście. Został przechytrzony i to przez takiego... Uhh, nie chciał o tym dłużej myśleć. Musiał znaleźć zbiega, a nie jedynie rozmyślać na jego temat. A gdy już go schwyci...
Cóż.
Młodzian pożałuje, że to nie nadworny kat się nim zajmie.




***



                      Loki stał w bezpiecznej odległości, niemal niewidoczny pod osłoną panującego wokół mroku. Uważnie obserwował przebieg starcia. Kregańczycy walczyli zaciekle, ale od samego początku skazani byli na porażkę. Nie mieli szans na zwycięstwo nad dużo liczniejszymi, zwinniejszymi i szybszymi przeciwnikami. Ich porażka była tylko kwestią czasu.
                     Gdy przywódca olbrzymów próbował zabić jego magiczny hologram, wybuchnął cichym śmiechem przepełnionym pogardą i satysfakcją. Naiwny. Doprawdy myślał, że on, syn Asgardu, potężny mag, stałby jak gdyby nigdy nic na środku placu boju, spętany kajdanami, zupełnie bezbronny? Tępa istota. Zielonooki ewakuował się stamtąd, gdy tylko jego obstawa wystarczająco się rozproszyła, czyli na moment przed pojawieniem się wsparcia. Raev rozglądał się teraz dookoła, na jego szpetnej twarzy malowało się zdziwienie wymieszane z wściekłością. Szukał. Mimo dzielącej ich odległości i zamieszania towarzyszącego walce, brunet dostrzegł w jego oczach już nie jedynie czającą się, lecz niepohamowaną żądzę mordu godną szaleńca. Nagle olbrzym spojrzał wprost na Lokiego. Nie wiadomo, czy kierował się intuicją, czy może dostrzegł błysk złotych wstawek w szacie bruneta. Przemknął bokiem, wymijając walczących ze sobą wojowników i skierował się prosto w jego stronę.




***



                     Wreszcie. Odgłos szybkich kroków dochodzący z korytarza stawał się coraz głośniejszy. Thor nie mógł już doczekać się momentu, w którym odzyska władzę nad swym ciałem i będzie mógł się ruszyć.
Ku jego rozczarowaniu do pomieszczenia nie wpadł oddział rycerzy w tak znajomych, asgardzkich zbrojach, lecz dwóch olbrzymów. Jeden z nich trzymał w ręku ten sam przyrząd, którym otworzono wcześniej celę Lokiego. Obaj, nie zwracając kompletnie uwagi na uwięzionego boga, podbiegli do lodowej ściany znajdującej się naprzeciw wejścia. Krzyczeli do siebie w swym gardłowym, chrypliwym języku, niemal zupełnie nie zrozumiałym dla asgardczyka. Wyłapał jedynie powtarzane często słowa „kiirem ”, co znaczy „szybciej”, oraz „vabad ” - uwolnić.
                     Gromowładny nie miał pojęcia o co może chodzić tym ewidentnie planującym coś istotom. Uważnie przyglądał się ich poczynaniom.
Odsunęli się od ściany na odległość kilku metrów, chwilę na nią patrzyli, jakby coś oceniając, a potem, niespodziewanie, z krótkiej laski wystrzelił jasny promień. Był dużo większy niż ten, który widział w momencie wyprowadzania jego brata. Gdy trafił w przeszkodę nie rozlał się po niej, lecz szybko wchłonął, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Przez chwilę nic się nie działo. Thor zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się, czy olbrzymi aby na pewno są zdrowi na umyśle. Gdzieś tam ważyły się losy ich ludu, a oni...
                      Rozmyślania przerwał mu niewyobrażalnie głośny huk, który zamiast cichnąć, narastał z każdą sekundą. Całe pomieszczenie zaczęło drżeć, a z podłogi wzbiły się tumany kurzu oraz pyłu, tworząc gęstą, popielatą mgłę. Blondyn przez chwilę był pewien, że to sufit zaczyna walić się im na głowy, że zaraz zostaną pogrzebani pod grubą warstwą odkruszających się od sklepienia skał... Mylił się jednak. To nie strop był przyczyną ogłuszającego łomotu.
                      Coś dziwnego działo się ze ścianą. Ruszała się. Potężne kawały błyszczącego lodu odpadały od niej, jednak nie spadały na ziemię. Pozostawały w powietrzu, jak gdyby unoszone jakąś niewidzialną siłą. Thor otworzył szerzej oczy, widząc to, co nastąpiło chwilę później.
                    Ogromne odłamy zaczęły łączyć się ze sobą, tworząc kształty, które z początku nie kojarzyły mu się z niczym konkretnym. Jednak moment później, tknęła go pewna niepokojąca myśl...
Przypomniał sobie stare legendy krążące po Asgardzie. Według nich istniała kiedyś grupa istot tak potwornych, nie uznających władzy nikogo i niszczących wszystko na swojej drodze, że z obawy przed nimi Praojciec, dziad Thora, niemal cudem zwabił je w pułapkę i uwięził w miejscu, z którego nie miały szans uciec. Nikt oprócz niego nie wiedział gdzie się znajdują. Działo się to w tak zamierzchłych czasach, że teraz w ich istnienie już od dawna nie wierzono. Straszono nimi jedynie niegrzeczne dzieci, które miewały przez to po nocach koszmary senne. Ale to już niebawem miało się zmienić. Mit miał stać się prawdą. Gromowładny mimowolnie zadrżał. Nie ulegało żadnym wątpliwością, że patrzy właśnie na przebudzenie lodowych gigantów.



***



                   Olbrzym w kilka chwil znalazł się zaledwie dwa metry przed nim. Brunet cofnął się krok w tył, unosząc puste dłonie w górę. Nie miał zamiaru uciekać. Wiedział, że takie posunięcie byłoby zupełnie pozbawione sensu. Jeszcze bardziej rozwścieczony Raev po chwili by go dopadłby i bez wątpienia, zaślepiony furią, skręcił mu kark.
                   Dowódca kregańczyków odrzucił broń, która wywołując kilka drobnych iskier z głośnym szczękiem uderzyła o skalne podłoże.
Chwilę później brunet został pchnięty na ścianę i przyszpilony do niej silnym, umięśnionym ramieniem. - Parszywy asgardczyku - syknął potwór, owiewając twarz boga woniejącym niezwykle nieświeżo oddechem. - Myślałeś, że zdołasz uciec? Że jesteś sprytniejszy od wszystkich innych?
- Zawrzyjmy umowę - odparł przytłamszonym głosem.
Umowę? - powtórzył z zastanowieniem tamten. - Cóż TY mógłbyś mi zaproponować? - zapytał, uśmiechając się kpiąco.

- Dalsze istnienie. Ty puścisz mnie, a ja w odpowiednim momencie karzę oszczędzić twą marną egzystencję. Życie za życie.
Raev roześmiał się tubalnie. - Widzę, że chwytasz się ostatniej deski ratunku, Vangide. Żałosne. O ile dobrze pamiętam, ty nie masz żadnej władzy, więc... - nie dokończył.
                    Jego twarz nagle pociemniała, oczy wyszły z orbit, a spomiędzy pół otwartych ust wyrwał się cichy jęk. Uścisk jego rąk zelżał i Loki w końcu mógł głębiej odetchnąć. Spojrzał na swego oprawcę. Z piersi olbrzyma, tuż pod miejscem, gdzie znajduje się serce, wystawała końcówka ostrego, bardzo długiego sztyletu. Bóg przyglądał się, jak kregańczyk wolno osuwa się na kolana, wydając z siebie nieprzyjemny dla ucha charkot konającego. Chwilę później z kącika ust popłynęła mu ciemna stróżka krwi i było po wszystkim. Zwiotczał i opadł na bok, wyginając się w nienaturalnej pozycji.
                   Loki schylił się i spojrzał na złotą rękojeść broni. Gula, która nagle pojawiła się w jego gardle, odcięła mu dostęp do powietrza niemal tak samo, jak chwilę wcześniej ramię leżącego u jego stóp trupa. Zbladł, serce szybciej zaczęło łomotać w jego chudej piersi, a na czoło momentalnie wystąpiły kropelki zimnego potu. Wyprostował się i nieśpiesznie, chcąc odwlec ten moment jak tylko się dało, podniósł głowę i spojrzał w głąb korytarza. Zobaczył tam to, czego tak bardzo się obawiał.
                   W odległości kilkunastu metrów od niego, w mroku, dostrzegł wysoką sylwetkę. Postać postąpiła krok w przód i znalazła się w kręgu słabego światła padającego z jednej z ledwo palących się pochodni.

- Witaj Loki.
- Ojcze... - bąknął słabym, drżącym głosem.
Wszystko było skończone.



***





* lähme = idziemy

** Juhtida oma relva! = Dobyć broni!

*** Lühidalt stiilne! = Zewrzeć szyk!






I na koniec: ^^ 

I


6 komentarzy:

  1. Okey. Jak zwykle zaczynam od stylistyki tekstu. Jest naprawdę nieźle, dajesz mi mało powodów do bardzo rozbudowanej opinii. Przyjmujesz krytykę i dajesz mi do zrozumienia, że jest w Tobie mocne postanowienie poprawy. Inspirująca prostota i konsekwencja. Zauważ, prostota. Nie masz konieczności korzystania z jakichś pseudo-poetyckich wybiegów. Piszesz sensownie, konkretnie. I dobrze.
    To, co nie do końca współgra z całością - Zielonooki, brunet... hm, za dużo tych określeń na Lokiego. Ograniczyłabym się do jego imienia, zaimków i jakiegoś jednego zamiennika. To spowoduje, że całość staje się jakby bardziej klarowna.
    Jest dobrze jeśli chodzi o aspekty wizualne - poprawny zapis, przejrzystość tekstu, przecinki, kropki i myślniki są dokładnie tam, gdzie być powinny, co usprawnia czytanie. Jeden zabieg ogłupiający, ale w tym przypadku konieczny -- te nieszczęsne gwiazdki będące odwołaniami do przypisów. Ale za to nie ganię, bo wiem, że nie ma innego wyjścia. Nie można zjeść ciastko (czyli mieć mowę rdzennych mieszkańców Kreganu) i mieć ciastko (czyli brak konieczności latania po tekście aż do końca notatki).
    Kilka rzeczy (fabularnie) konfunduje -- lodowi olbrzymi? dlaczego one są w Kreganie a nie w Jotunheim? i właśnie, czy to ci z Jotunheim? skąd wziął się tam Odyn? Pff. Tutaj pojawia się thinking mode i zmarszczenie brwi.
    Ogólnie podoba mi się większość wybiegów taktycznych. "Intryga" wiąże się w dość logiczną całość. Jak mówiłam - prosto, konsekwentnie. Żeby nie było - to neutralny komplement.
    Ze zniecierpliwieniem czekam na ciąg dalszy
    Massie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, Massie, my już rozmawiałyśmy prywatnie, więc nie będę tu niepotrzebnie powtarzać tego samego :))

      Usuń
  2. O matko jak ja długo czekałam na ten rozdział ;)

    Jest cudny opisy świetne i Loki jak zwykle wspaniały i taki Lokowaty :P Sama zaczełam się bać kiedy Ojciec uratował Syna :D Loki ma przerąbane bo to bliskie spotkanie chyba nie jest częścią jego planu nie?

    Czekam na kolejny równie wspaniały fragment

    Wena życzę :)

    Lokietta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, w końcu się pojawił!
      Znaczy już pięć dni temu - wiem, dość dawno :(
      + odpisuję z okropnym opóźnieniem... Przepraszam.

      No tak, chyba nie zaskoczę, jeśli zdradzę, że zdecydowanie nie jest to część planu. Ale dalej ćśśś! W następnym rozdziale zobaczycie ;)

      Dziękuuuję, teraz się przyda, oj przyda...
      Pozdrawiam,
      Kinnisidee 3:}

      Usuń
  3. No. No. Nasz Loki został przyłapany przez tatusia z tego co pisałaś wcześniej domyślam się, że to niedobrze a nawet bardzo niedobrze. Rozdział świetny :) życzę weny
    Pozdrawiam, Rox

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A owszem, owszem... Nie jest to najlepsza z rzeczy, jakie się mogły wydarzyć...
      Dziękuję :)
      Podwójne życzenie weny - noo,to teraz oczekuję podwójnego kopa od niej.

      Również pozdrawiam!
      Ki nisidee 3;}

      Usuń