sobota, 7 września 2013

Rozdział 13 --> Indecisive

Zgodnie z obietnicą - proszę ;)

OGŁOSZENIE:
Z racji tego, że nastąpił radosny koniec wakacji i niemniej radosny powrót do szkoły, będę publikowała jeden rozdział na tydzień. Może się zdarzyć, że rzadziej, raz na 10 dni... Ale nie dłużej. (Klasa maturalna, bleh, zrozumcie :// ) Kolejnych części możecie się spodziewać zazwyczaj w niedzielne wieczory ;))

Pozdrawiam,
Kinnisidee 3:)






***



                   Sześć ogromnych potworów. Sześć gigantów. Zmierzali powolnie, jednak nieubłaganie w jego stronę. Ściany, sufit i podłoga drżały przy każdym ich stąpnięciu. A on tkwił w swym więzieniu, bezbronny, mogąc jedynie patrzeć na zbliżające się z każdą chwilą istoty. 
„One nawet nie zauważą” - pomyślał, oczami wyobraźni widząc już ten żałosny widok, który niebawem będzie sobą prezentował. Zmiażdżone członki, połamane kości, wielka kałuża świeżej krwi... - „Następca asgardzkiego tronu rozgnieciony niczym nic nie znaczący śmieć...”

                  Nigdy rozmyślał nad tym, w jaki sposób umrze. Był jednak pewien, że ten nigdy nie przyszłoby mu do głowy. Śmierć podczas walki - to by było coś. Wtedy trafiłby do Walhalli razem z innymi wojownikami poległymi w bitwie. A tak jego duch będzie skazany na wieczne błąkanie się po królestwie Hel. Była to ponura otchłań posiadająca kilka nazw. Niflheim było najstarszą z nich i oznaczało Krainę Ciemności.
Znajdowały się tam dwa pałace. Pierwszy wznosił się na Wybrzeżu Trupów. Nie wiadomo, kto był jego właścicielem. Wszystkie jego bramy wychodziły na północ, a jego ściany zbudowane były z ciał węży. Drugi pałac, Olund, należał do królowej Niflheimu, mrocznej i nieustannie ponurej Hel, o twarzy połowicznie naruszonej przez trupi rozkład.Nie chciał tam trafić.
                     Przerwał rozmyślania, ponieważ pod wpływem wstrząsów, blok lodu, w którym był uwięziony, zachwiał się mocno, po czym runął na ziemię. Thor miał nadzieję, że przy upadku powstało jakiekolwiek pęknięcie, dzięki któremu mógłby się oswobodzić, ale nie było tak.
                    Kregańczycy stali z boku, bezczynnie się wszystkiemu przyglądając. Na ich twarzach malowało się zdziwienie i strach, jakby... 
Nagle Thor doznał olśnienia. 
Oni nie wiedzieli.
Joonlaud skazał tych dwóch niczego nieświadomych poddanych na śmierć.
Dostali odgórny rozkaz.
Posłusznie go wykonali. 
Jednak nie mieli pojęcia, do czego doprowadzą ich działania. 
Teraz z pewnością byli przerażeni jak nigdy dotąd. Mimo to nagle rzucili się do przodu, wymachując ramionami i krzycząc w swym języku. Zastąpili gigantom drogę, te jednak nie zwróciły na nich najmniejszej nawet uwagi.
- Lasta neil! - wrzasnął kregańczyk stojący bliżej wyjścia.
                     Jego towarzysz natychmiast uniósł „berło“ i celując w nogi gigantów wystrzelił serię krótkich wiązek mocy. Atakowani przystanęli i spojrzeli swymi pustymi oczyma w dół . Pociski nie wyrządziły im żadnej szkody, jednak z pewnością wzbudziły rozdrażnienie, jak muchy, których nie da się odpędzić. Jeden z potworów zamachnął się i silnym uderzeniem posłał swych wskrzesicieli na ścianę. Obaj walnęli w nią z impetem, a potem osunęli się po chropowatej płaszczyźnie wprost na ziemię. Martwi. Ostatnie konwulsyjne drgania jeszcze chwilę wstrząsały ich ciałami. Gdy ustąpiły, zastygli w bezruchu, niczym zabawki porzucone przez znudzone dzieci.
Giganci wznowili swą wędrówkę, jednak odbili nieco w bok, w stronę wyjścia. Tylko jeden uporczywie kierował się w stronę uwięzionego boga.
Pięć metrów.
Trzy.
Dwa...
Zero. 
Trafił ogromną stopą wprost w celę, a ta natychmiast się rozpadła, jakby nie była grubą, odporną na ciosy zaporą mającą oddzielać niebezpiecznych więźniów od reszty świata, lecz zwykłą, cienką szybą. Tysiące odłamków rozbryznęło we wszystkich kierunkach.

                   Odinson zamknął oczy, nie chcąc, by dostała się do nich jakakolwiek drobinka szkła. Czuł, jak ostre kawałki rozcinają skórę jego twarzy i wplątują się w długie, jasne włosy. Wiedział, że już za chwilę monstrum nastąpi wprost na niego. Zacisnął zęby, oczekując. Leżał tak przez kilka sekund, jednak moment ten nie nadchodził. A przecież słyszał kroki. Słyszał je wyraźnie. Uniósł lekko powieki i odetchnął z ulgą. Stwór go wyminął i dołączył do reszty. Opuścili pomieszczenie, uprzednio poszerzając sobie przejście pięściami.

                   Thor wyciągnął rękę, próbując jeszcze raz przywołać młot. Wiedział, że tym razem się uda. Miał rację. Chwilę później Mjolnir wleciał do pomieszczenia, bez trudu przebijając się przez kamienną ścianę. Czyli to jednak nie lód nie pozwalał mu na dobycie broni. To szyba. Szyba, którą rozbił gigant. Ona blokowała przepływ jakiejkolwiek innej magii, niż tej pochodzącej z dziwnego urządzenia kregańczyków. Bóg płynnym ruchem złapał trzon młota i ruszył biegiem przed siebie, chcąc jak najszybciej znaleźć brata.




***




                - Gdzie Thor?
- Ja... - Loki urwał, rozpaczliwie zastanawiając się co powiedzieć. Żadne sensowne słowa jak na złość nie napływały mu do ust. Dawno nie miał takiego problemu, by wydusić z siebie jakikolwiek wyraz.
- Gdzie Thor - powtórzył Odyn, lecz tym razem nie było to pytanie, lecz rozkaz, by go do niego natychmiast zaprowadzić.
- Nie wiem - skłamał, przywdziewając na twarz najniewinniejszą minę, jaką potrafił.
- Dość tego! - zagrzmiał starzec, marszcząc groźnie swe białe niczym śnieg brwi. - Natychmiast pokaż mi drogę!
Zaklął w myślach. Cały plan szlag trafił. Ale jakim cudem? I dlaczego zjawił się tu sam, bez asgardzkiego wojska? Przybył na miejsce wielkiej bitwy między Kregańczykami a Tulekhajami. Skąd wiedział? Przecież... Nagle wszystko stało się jasne. Iluzja. Poddano go iluzji! Ci walczący w pancerzach wojownicy tak naprawdę nie mieli nic wspólnego z wojskiem Soe.
- Nie guzdraj się tak - zbeształ go ojciec. - Nie ma czasu na twoje rozmyślania.
                   Zielonooki szybkim krokiem wyminął Odyna, nawet na niego nie zerknąwszy. Bał się nawiązać kontakt wzrokowy, spojrzeć mu prosto w te przenikliwe, jasnoniebieskie oczy... Dobrze wiedział co się w nich maluje. Złość. Nagana. I rozczarowanie. Najgorsze z tego wszystkiego. Zamiast udowodnić, że do czegoś się nadaje, znów zawiódł.
Westchnął cicho, z rozżaleniem.
Bitewne odgłosy już ucichły, więc wsłuchał się w miarowe, ciche kroki rozbrzmiewające za jego plecami. Od cel dzieliła ich jeszcze długa droga. W milczeniu przemierzali kolejne korytarze i małe salki, wspinali się po schodach tylko po to, by zaraz zejść po kolejnych, przemykali koło wejść do jakiś mrocznych sal...

                    Nagle w oddali, na drugim końcu jednego z najdłuższych korytarzy, którymi musieli przejść, pojawiła się ogromna sylwetka... czegoś. Z pewnością nie był to żaden z kregańczyków, którzy owszem, byli potężni, ale zdecydowanie nie aż tak. Obcy wydał z siebie dziwny, jakby zwierzęcy warkot i przyśpieszając ruszył ich kierunku. Czyżby to były... 
- Loki do tyłu - stanowczy i nie podlegający dyskusji ton głosu ojca spowodował, że chłopak natychmiast posłusznie się zatrzymał.
                   Odyn wyprzedził go i stanął z przodu, osłaniając własnym ciałem. Z zaciekawieniem wyjrzał znad jego ramienia i zmierzył wzrokiem to coś.
Gdy na zbliżającego się osobnika padło słabe światło pochodni nie miał już żadnych wątpliwości co do tego, z kim mają do czynienia. Nie raz czytał o tych istotach. Fascynowały go w dzieciństwie.

                   Wielu mieszkańców innych krain, niż Kregan, brało lodowych gigantów za przodków Jotunów - ludu zamieszkującego Jotunheim, najmroźniejszy i najmniej przyjazny z dziewięciu światów. Byli w błędzie. Gatunki te różniły się od siebie zasadniczo, mimo że oba ściśle powiązane były z chłodem i lodem.

                   Jotunowie mimo iż więksi i postawniejsi nawet od kregańczyków, nieco przypominali istoty ludzkie. O budowę ciała i zdolność do uczuć głównie się rozchodziło, bo w mentalności dało się odnaleźć zasadnicze różnice między nimi, a innymi nacjami. Mieli swe tradycje, własny język, kulturę i historię.
Co do fizycznych cech - ich organizmy były złożone, składały się na nie te same organy wewnętrzne, co u asgardczyków - serce, płuca, jelita i tym podobne. Poruszali się na dwóch nogach, posiadali dwie ręce, nos, usta... Różnicą były ich rozmiary, charakterystyczna, intensywnie niebieska barwa skóry oraz krwistoczerwone oczy. Nie chodziło jednak jedynie o kolor tęczówki, lecz całego białka. Jedynie czarne niczym noc, kocie źrenice wyróżniały się w ich mrocznych ślepiach.

                  Giganty zaś były jedynie zbitą kupą lodu, niezdolnymi do logicznego myślenia stworami, których jedynym zajęciem było sianie spustoszenia w miejscach mających nieszczęście znajdować się na trasie ich długich, bezcelowych wędrówek. Nie tworzyły społeczeństwa, w ostateczności zbierały się w mniejsze lub większe stada.
- Zostań tu - mruknął starzec, idąc w stronę potwora.
- Ojcze, daj mi szansę...
- Zostań powiedziałem! 
Brunet zaśmiał się w myślach. Posiadał taką moc, że bez trudu poradziłby sobie nawet i z tak potężnym przeciwnikiem. Nie potrzebował pomocy. Jednak pasowało mu zachowanie Odyna. 
Nie miał zamiaru ujawniać swych zdolności.
Jeszcze nie teraz.



***



                    Mimo, że był niewyobrażalnie wyczerpany i osłabiony, mimo, że Loki dopuścił się czynu tak niewyobrażalnie nieodpowiedzialnego, zagroził bezpieczeństwu całego Asgardu... Pomimo tego wszystkiego musiał to zrobić. Był ojcem. Jego zadaniem było bronienie swej rodziny.
Zbliżył się do giganta, starając się zebrać w sobie te resztki mocy, które pozostały po teleportowaniu całego oddziału wojska. Czuł ją. Niemrawą, delikatnie dającą o sobie znać w końcówkach palców. Zbyt słabą, by korzystanie z niej dało pożądane efekty. Jakiekolwiek efekty. Złapał rękojeść miecza, napinając całe ciało, szykując się do walki. Musiał w jakiś sposób zyskać na czasie. Przeczekać aż do momentu, gdy magia chociaż połowicznie powróci. Nie potrzebował jej wiele.
                    Zatrzymał się tuż przed stworem. Wyciągnął broń z pochwy i...
Zanim zdążył zaatakować, przeciwnik ruchem niezwykle płynnym jak na istotę o tak dużych gabarytach, złapał starca za przód szaty, uniósł wysoko w powietrze i mocno cisnął o chropowatą ścianę.




***



                    Loki usłyszał głośny chrupot łamiących się niczym cienkie patyczki kości. Odyn upadł ciężko na posadzkę i zastygł w bezruchu. Był nieprzytomny, lub tak obolały, że nie mógł się ruszyć.
                   Poczuł mrowienie w dłoni. Moc sama się z niego wyrywała, reagując na podświadomą chęć użycia jej. Toczył wewnętrzną walkę. Chciał pomóc ojcu, bardzo chciał, ale nie mógł zdradzić, nad jak wielką potęgą ma władzę. Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad tym, co zrobić. Podąży za głosem sumienia... nie, nie sumienia. Za głosem serca - z pewnością znajdzie się pod zwiększoną, niemal nieustanną kontrolą. Tego nie chciał. Pozostanie obojętny - kompletnie straci jakikolwiek szacunek w oczach ojca... A może i samego ojca...
Gigant schylał się wolno nad leżącym, a on stał i patrzył, rozdarty jak jeszcze nigdy dotąd.



***


PS. 4000 wejść, cóż mogę powiedzieć 
- DZIĘKUJĘ !!! :))

8 komentarzy:

  1. WOW! Świetnie, po prostu świetnie *.*. Tak bardzo zaciekawiła mnie ta historia, że nie mogę się oderwać! Muszę jeszcze co prawda nadrobić poprzednie rozdziały, ale to pójdzie bardzo szybko!
    Zapraszam również na mojego bloga. (również o Lokim ^.^ )
    http://loki-laufeyson-history.blogspot.com
    Mam na razie tylko dwie czytelniczki, i naprawdę bardzo zależy mi na większej ilości obserwujących, więc naprawdę zapraszam bardzo serdecznie do czytania! <333
    Chętnie popiszę również na GG !
    46901611
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam :)
      Cieszę się, że zainteresował Cię mój fanfik :)
      Póki co zajrzałam na Twojego bloga, ale nie miałam czasu na czytanie... Zrobię to w wolniejszej chwili, pewnie w weekend.
      Pozdrawiam,
      Kinnisidee 3:}

      Usuń
  2. Hey, hey -- mówiąc szczerze jestem padnięta (wiesz: koncert, wielkie pogo etc., dopiero wróciłam - musiałam niestety z pewnych prozaicznych przyczyn opuścić bisy, ale co tam), ale nie odmówię sobie przyjemności napisania Ci recenzji, zwłaszcza, że czekasz na nią już tak długo i niecierpliwie "D
    Jak zwykle. Stylistyka -- widzę, że powoli nabierasz tej samej maniery, którą ja nabrałam już jakiś czas temu. Krótkie, dynamiczne zdania w dłuższych opisach, zamierzone powtórzenia tak skutecznie wzmacniające efekt. Jest w tym jakaś niewysłowiona prostota, nawet zawiłe sytuacje zdają się być nieskomplikowanymi, kiedy są konkretnie i konsekwentnie napisane. I wręcz przeciwnie - wiesz, kiedy przystopować, zwolnić puls, a wtedy wstawiasz opis przeżyć wewnętrznych albo tak dla odmiany jakąś postać, lanszafcik, najczęściej wpleciony w jakiś dialog.
    Fabuła -- hm, niewiele się wyjaśnia, choć pozornie wiele dzieje. Zostaje wyjaśnione pochodzenie tych olbrzymów, bo to było takie dziwaczne w poprzedniej części bo od razu skojarzyłam sobie z Jotunami i podeszłam do tego szczerze mówiąc, sceptycznie. Loki broniony przez tatusia... chociaż ten tatuś to jakiś god of failed parenting "D
    Jedyne co (i nie jest to tak naprawdę do końca krytyką) trzeba się mocno skupić przy opisie tych cen w więzieniu -- ja wiem, że praktykuję to samo, że mam taki sam problem -- ale jest tutaj pewna niezbyt rażąca dysproporcja między opisem, że tak to sobie nazwę, pozafabularnym niż opisem tego, co faktycznie się dzieje -- tak naprawdę sprowadza się to do tego, że biegną biegną biegną, a przy tym widać, że scena miała być bardziej rozbudowana (nie wiem, czy rozumiesz o co mi chodzi). To jest takie totalne czepianie się szczegółów, wiesz, że ja mam takie rzeczy w zwyczaju i niestety póki co nic na to nie poradzę.
    Takie totalne totalne szczegóły - niekiedy brakuje jakiegoś przecinka. Dzieje się to rzadko, ale sprawdzałabym to przed wstawieniem dokładniej niż ortografię, z którą nie ma problemu jak widać (albo ów problem jest bardzo skutecznie maskowany od wielu rozdziałów, bo ja chyba nigdzie nie zauważyłam jakiegoś rażącego nagromadzenia błędów). Czasami też jakiś taki pretensjonalny dobór słownictwa, który też teoretycznie zły nie jest, bo wyrazy są użyte poprawnie, ale odbiera to ogólnemu wrażeniu generalnie dlatego, że odyn już tam sobie myśli dalej, a ja ciągle wspominam o tej "latorośli" (i znowu, przepraszam za niespójność, to wyczerpanie).
    W porównaniu z pierwowzorem (za dostęp do niego jestem bardzo wdzięczna) ta wersja jest o wiele, wiele lepsza, udoskonalona, bardziej rozbudowana, ale w dość konkretny sposób. Dodałaś kilka motywów -- to naprawdę świetnie, bo niewiele zasadniczo miałaś czasu pomiędzy wysłaniem mi szkicu a wstawieniem tutaj poprawionej wersji, a oznacza to mniej więcej tyle, że masz naprawdę dobre tempo (chyba, że to kwestia shakespeare mode, znaczy w takim wypadku sprawa wyjaśniła się "D).
    Ze zniecierpliwieniem czekam na ciąg dalszy.
    Massie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Na początku jeszcze raz Cię przeproszę, że dopiero teraz odpowiadam. Tłumaczyłam już z jakiego powodu tak się stało :)

      Dobrze, że koncert się udał! Sama z chęcią na jakiś bym poszła... No cóż, czeka mnie jeden w listopadzie. To będzie udany miesiąc - koncert i oczywiście premiera "Thora"!

      Oj czekam, czekam, masz rację. Cieszy mnie, iż mimo oczywistego zmęczenia i tak znalazłaś chwilę, by napisać dla mnie recenzję :D

      Co do stylistyki: Właściwie to ja do tej maniery powróciłam, a nie jej nabrałam... W częściach, które pisałam dawniej, a których jeszcze tu nie ma, jest tego wszystkiego dość dużo...
      Huehue, niby całkiem niemało tego tekstu, trochę sie dzieje, trochę wyjaśnia, ale w sumie to jedynie kilka scen.
      Fragment o olbrzymach szczerze mówiąc dopisałam pod wpływem Twojego poprzedniego komentarza. Przeczytałam wszystko jeszcze raz i faktycznie - brzmiało to, jakby Jotunowie byli tymi gigantami. Musiałam to sprostować ;)
      Rozumiem. Jak napisałam powyżej: akcji jest dość mało, kryje się ona pod przykrywką składającą się z przemyśleń Thora. Im więcej będzie takich scen, tym dłuższe będzie opowiadanie. A w końcu o to też chodzi. Gdybym skupiała się jedynie na akcji rachu ciachu byłoby po opowiadaniu ;P Jednak przyznam Ci rację - dysproporcje się pojawiają, nie ma co do tego wątpliwości.
      Masz je w zwyczaju i dobrze - motywacja do lepszej pracy, 'ju noł' ^^

      PRZECINECZKI, PRZECINECZKI! Zdarzają się tu błędy, a i owszem. Czasem ich nie wychwycę, czasem przez zastanawianie się nad tym, gdzie powinny być, w końcu lądują w nieodpowiednich miejscach. (Yup, tu powyżej właśnie jawi się piękny przykład mego zamotania... )
      Ta latorośl... Ona chyba wynikała z braku odpowiedniego synonimu do słowa "syn"...

      Pierwowzór był jak... ser z dziurami.
      (Cóż za poetyckie porównanie!)
      O tak, wtedy miałam nagłe podłączenie do shakespeare mode (użyję Twojego określenia, ponieważ zniechęciłam się do słowa "wena". Po tym, co kiedyś napisałaś na ten temat...)

      Ciąg dalszy w sobotę/niedzielę, EWENTUALNIE w poniedziałkowy wieczór...
      Pozdrawiaaaam! :D
      Kinnisidee 3:}

      Usuń
    2. Dobra, zlikwidowałam tą latorośl :P

      Usuń
  3. No witam! ^^

    Cóż mam rzec. Nie dodałam komentarza wcześniej bo:
    a) dopiero teraz zauważyłam, że dodałaś nowy rozdział
    b) nie miałam możliwości aby go dodać
    c) szkoła. :(
    Ta szkoła. No wykończy mnie a dopiero początek harowania. Jestem dopiero w 1 klasie LO i jest bardzo fajnie ale nauczyciele już nam dają masę prac domowych. Właśnie piszę jedną z angielskiego. :(
    Tu jednak nie jest to co w gimnazjum i muszę bardziej się przyłożyć do historii i wosu bo to moje rozszerzone przedmioty, więc nie będę mogła tak często tu wchodzić. :(
    Ty jednak koniecznie musisz wpaść do mnie, bo coś dawno Cię u mnie nie widziałam. :D

    No cóż mogę rzec w sprawie rozdziału. No po prostu genialny. Te opisy... Ale co z Thorem? Bo się wystraszyłam, no. Ale to nie tak, że się Lokiem nie przejmuję, ale żal mi Thora.
    A te Lodowe Potwory to mnie przeraziły. Jak je sobie wyobrażałam w głowie, to pojawił mi się obraz takich strasznych olbrzymów, które rozwalają wszystko co napotkają na swojej drodze i tam gdzie stąpną wszystko zamienia się w lód. Straszne to trochę.

    No dobrze, nie przynudzam Ci. Mimo tego, że jest to jeden z moich krótszych komentarzy jakie zazwyczaj staram się pisać. :D
    Zapraszam Ciebie i każdego na mój blog:
    http://loki-and-stella.blogspot.com/
    (taka mała reklama :D)

    Pozdrawiam serdecznie!
    Stella.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      1 klasa... Ehh... Cofnęłabym się do niej z chęcią :(
      Może później trochę przystopują z tymi pracami domowymi. Na razie zadają ich dużo, bo chcą sobie u was wyrobić opinię "tych ostrych", jak to zazwyczaj na początku.
      Rozumiem, jednak mam nadzieję, że od czasu do czasu będziesz wpadać ;)

      U Ciebie byłam dzień przed tym, jak dodałaś powyższy komentarz, ale to już zauważyłaś :)

      Co do Lodowych - pewnie bardzo dobrze je sobie wyobraziłaś. Mają być wielkie, bezduszne i... mało inteligentne. Nie znają litości, ani żadnych innych uczuć. Właściwie są jedynie chodzącymi, siejącymi spustoszenie bryłami lodu.

      Twojego bloga odwiedzam całkiem regularnie. Jestem z nim na bieżąco ;)
      (No jak mała, to akceptuję :P)
      Również pozdrawiam,
      Kinnisidee 3:}

      Usuń
  4. Hej, chciałabym cię zaprosić do przeczytania mojego opowiadania na podstawie Avengers.
    {Opis}
    Niespodziewany list od stowarzyszenia S.H.I.E.L.D całkowicie zmienił życie osiemnastoletniej Nadii. Odkrywa wiele rodzinnych bolesnych tajemnic, przed którymi chroniła ją siostra. Jedynym szczęściem był Loki, którego poznała potajemnie. Czy stanie w walce o bezpieczeństwo całej Ziemi i Asgardu? Czy przetrwa najgorsze momenty w swoim życiu? Czy zrobi wszystko, by ocalić tych, których kocha? Nadszedł teraz jej czas, losy całego wszechświata leżą w jej rękach.

    www.nadia-romanova.blogspot.com
    Jeśli się skusisz zajrzeć, będę wdzięczna :)

    Ps, super opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń