poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 8 --> Requirement


Ojć... Na zewnątrz już prawie jasno, kiedy zrobiła się 04.40? ;0

utwór --> Two Steps From Hell - SkyWorld

Nie martwcie się, akcja teraz już będzie się tylko rozkręcać :) Plan na dalszą część mam, kilka stron (16) już w ogóle jest napisanych, tylko że od nich dzieli mnie jeszcze ho ho! 
Pozdrawiam, 
Kinnisidee 








***


                             Gdy Loki pojawił się z powrotem w sekwoi, wszędzie dookoła panował już mrok. Po karmazynowym zachodzie nie pozostało ani śladu. Brunet wyszedł z pnia, przeciągnął się lekko i spojrzał w niebo. Było idealnie czarne, dzięki czemu doskonale widać było większość gwiazd i kilka innych planet. Dostrzegł konstelację Eridanusa. Przypomniał sobie jak w dzieciństwie panna Teadmised, nadworna guwernantka, uczyła go i Thora astronomii. Jak uparcie odpytywała ich z nazw poszczególnych ciał niebieskich do momentu, aż opanowali tę wiedzę w całości. W przeciwieństwie do swojego brata, lubił te zajęcia. Bóg błyskawic zawsze wiercił się na krześle, nie mogąc doczekać się momentu, aż będzie mógł wyjść na dwór. Loki siedział i wielkimi oczyma patrzył na nauczycielkę, starając się zapamiętać każde słowo spływające z jej ust. Chciał się jak najwięcej nauczyć, jednak nie to było jedynym powodem jego skupienia.
                    
Panna Teadmised była...ładna. Bardzo ładna. Miała długie, falowane włosy opadające na plecy i duże, zielone oczy. To je najlepiej pamiętał. Potrafił przez niemal całą lekcję wpatrywać się tylko i wyłącznie w nie. Wszystko było w porządku, dopóki Thor nie odkrył jego małej tajemnicy. Mieli może po osiem lat, gdy pewnego dnia Loki nazbierał kwiatków w pałacowych ogrodach, zrobił z nich mały bukiecik i ukradkiem zakradł się dziesięć minut wcześniej do sali pełniącej funkcję klasy. Wiedział, że ona już tam będzie. Zawsze była chwilę przed nimi, aby przygotować wszystko co potrzebne do lekcji. Nie od razu go zauważyła. Stała przy biurku i z uwagą przekładała różne papiery. Dopiero kiedy stanął tuż przed nią podniosła głowę i uśmiechnęła się. Gest ten na chwilę zupełnie go sparaliżował, ale w końcu wyciągnął do niej rękę z kwiatami, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Zabawne, że to, co teraz jest jedną z jego najbardziej przydatnych umiejętności, wtedy sprawiało mu takie trudności. Nauczycielka właśnie wyciągnęła swoją smukłą dłoń by przyjąć podarunek, gdy wparował Thor. Widząc zaistniałą sytuację stanął jak wryty w progu i wytrzeszczył oczy. Potem zawrócił i ruszył biegiem przez długi korytarz.
- Loki się zadłuuużył, Loki kocha pannę Teadmised! - wrzeszczał w niebo głosy. - Niech no tylko reszta się dowie!
                    
Zachowanie brata wzbudziło w małym chłopcu takie zażenowanie, że uciekł z klasy i nie pojawił się tego dnia na zajęciach. Bał się, że kobieta również go wyśmieje.
Thor wygadał wszystkim rówieśnikom, z którymi bawili się w tamtym czasie, że Lokiego trafiło. Stał się wtedy obiektem podłych żartów i śmiechów. Został wykluczony z grupy, był wyrzutkiem. Przekonał się, że dzieci mogą z łatwością bardzo zranić, jeżeli tylko tego chcą.
I gdzie teraz są ci, którzy z niego drwili? Gdyby spróbowali ponownie, żałowaliby tego bardzo, bardzo długo. Uśmiechnął się do siebie na tą myśl.
                   
Stał jeszcze chwilę, patrząc w rozgwieżdżone niebo, a potem położył się na trawie z ramionami założonymi za głową. Nie miał ochoty wracać jeszcze do pałacu. Postanowił przespać się tu, na świeżym powietrzu, w ciszy i niezmąconym niczym spokoju. Zamknął oczy i czekał, jednak sen nie nadchodził. Jego myśli wirowały w okół planu. Doskonałego planu, który miał wejść w życie już tak niedługo. Za parę dni pokarze wszystkim, że nie jest gorszy od Thora, lecz lepszy, dużo lepszy.
                  
Usnął dopiero kiedy zaczęło świtać. Dane mu było przespać jedynie kilka godzin, potem nagle się obudził, niemalże zlany potem. Snu nie pamiętał, ale z pewnością nie było to nic przyjemnego. Ominął go wschód słońca. Z pewnością był piękny, ale Loki nie żałował, że go nie widział. Według niego żaden wschód nie dorównywał zachodowi. Podniósł się z ziemi, otrzepał dokładnie swoje ubranie i wyruszył w drogę powrotną do domu. Był głodny jak nigdy dotąd, w dodatku zmęczenie i niewyspanie dawało mu się mocno we znaki. Szedł zaledwie pół godziny, gdy dostrzegł rosnącą z boku, dużą jabłoń. Wśród jej liści kusząco czerwieniły się dojrzałe owoce. Zboczył lekko z drogi i podszedł do drzewa. Jabłka rosły na najwyższych gałęziach, jednak nie był to dla niego żaden problem. Podwinął rękawy i zaczął zwinnie się wspinać. Łapał się co grubszych konarów, podciągał, znowu łapał, dopóki nie znalazł się na samym szczycie. Usadowił się wygodnie na sporym rozgałęzieniu, zerwał kilka owoców i nie schodząc na dół, wgryzł się w jeden z nich. Był słodki i tak soczysty, że stróżka soku pociekła mu po brodzie. Otarł ją od niechcenia wierzchem dłoni, przyglądając się otaczającemu go krajobrazowi.
                   
Miał przed sobą ogromną łąkę usianą najróżniejszymi kwiatami. Nad roślinami krążyły masy owadów, wywołujących swymi maleńkimi skrzydełkami cichy trzepot. Po lewo znajdował się niewielki brzozowy zagajnik, w którym ciepłe promienie słońca prześwitywały między gałązkami, tworząc niesamowitą grę światła i cieni. W oddali, za polaną, wznosiły się porośnięte zieloną trawą pagórki. Niebo, jeszcze lekko różowawe, pokryte było małymi, leniwie płynącymi obłoczkami, wyglądającymi jak puchate kłębki waty.
                   
To wszystko mogłoby należeć kiedyś do niego. Mogłoby, ale nie będzie. To Thor jest tym starszym, pierworodnym i to jemu w przyszłości przypadnie w udziale władza.



***


                   Mury pałacowe przekroczył późnym popołudniem. Od razu skierował swe kroki do kuchni.

- Książę życzy sobie coś zjeść? - nadworny kucharz skłonił się nisko.
- Czy dzisiejsza kolacja miała już miejsce? - zapytał, czując nieprzyjemnie burczenie w brzuchu.
- Nie, właśnie ją przygotowuję - odparł mężczyzna, mieszając drewnianą łyżką w garnku, z którego dobywał się apetyczny zapach. - Niedługo skończę i podamy do stołu.
- W takim razie poczekam - mruknął odwracając się i wychodząc.
Tuż obok znajdowała się jadalnia. Prowadziły do niej cztery wąskie schodki. Loki usiadł na najniższym, nie mogąc doczekać się posiłku. Splótł razem palce u rąk i zaczął im się w skupieniu przyglądać. Były długie, smukłe i blade. Delikatne. Pasujące do osoby z królewskiej rodziny. Łatwo było poznać, że nigdy nie musiał ciężko pracować.
- Wróciłeś! - Frigga wyszła zza rogu, uśmiechając się radośnie.
Tuż za nią kroczył Odyn, którego długa peleryna omiatała posadzkę. Jego wąskie usta zaciśnięte były w cienką kreskę, uśmiechnął się jednak lekko na widok syna. Trwało to chwilę, zaraz jego twarz 

stężała i przybrała ten sam wyraz, co wcześniej, ale brunetowi to wystarczyło.
Podniósł się z miejsca i podszedł do matki wyciągającej w jego stronę ramiona. Objęła go czule i uścisnęła.
- Spożyjesz z nami wieczerzę?

- Chętnie - uśmiechnął się.
                             W trójkę weszli do sali i zasiedli przy długim stole - Wszechojciec u szczytu, Frigga po jego prawej stronie a Loki naprzeciwko niej. Chwilę później przyniesiono łososia opatulonego w cieście francuskim. Kobieta co chwilę zerkała na syna, jakby sprawdzała, czy nadal tam jest.
- Powiedz mi, gdzie byłeś Loki? - zapytał bóg bogów.

- W żadnym specjalnie ciekawym miejscu. Zwykła wycieczka - powiedział, zabierając się do ryby wyglądającej naprawdę smakowicie, w przeciwieństwie do tej, którą oglądał poprzedniego dnia.
- Doprawdy?
- Tak. Coś w tym dziwnego?
- Skąd - zaprzeczył starzec, jednak według bruneta jego wzrok mówił coś zupełnie innego.
- Podejrzewasz mnie o coś? Proszę, wysłucham twoich zarzutów
- Czy ojciec nie może interesować się sprawami związanymi ze swoim synem?
- W porządku, masz rację - ustąpił. - Kierowałem się na zachód, przed siebie, bez celu - skłamał z kamiennym wyrazem twarzy. - W momencie, gdy stało się zbyt nurząco, zawróciłem.
Odyn skinął głową i otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, jednak nie pozwolił mu na to jeden ze strażników, który pojawił się nagle w progu.
- Panie - zasalutował. - Ktoś prosi o audiencję.

- Przyjmę go później - Odyn sięgnął po kielich wypełniony winem i uniósł go do ust, chcąc się napić. - Kto to?
- Wysłannik z Kreganu.
Czara natychmiast powędrowała z powrotem na stół.
- Zaprowadź go do mego gabinetu - rozkazał. - Zaraz przyjdę.
Wartownik stuknął obcasami, po czym obrócił się na pięcie, by wykonać polecenie. Frigga pobladła, z przerażeniem spoglądała to na swojego męża, to na Lokiego.
- Co się dzieje? - jej głos lekko drżał.

- Spokojnie - Wszechojciec wstając ze swojego miejsca pogładził kobietę po włosach. - Na pewno nic poważnego. Nie denerwuj się moja droga.
- Idź i wracaj jak najszybciej!



***


 

- Stało się coś, czego nie przewidzieliśmy, coś na co nie byliśmy do końca przygotowani... Coś złego! Jeżeli Thor jest ranny?
- Pamiętasz co ci ostatnio mówiłem? - Loki przesiadł się i teraz zajmował miejsce obok matki, wysłuchując jej pełnych lęku słów.
- Tak...
- No więc?
Spuściła głowę i potrząsnęła nią lekko. Nie odzywali się do siebie przez dłuższą chwilę.
- A jeśli nie żyje? - wychrypiała nagle kobieta. Westchnął cicho, kładąc dłoń na jej ramieniu. Co miał powiedzieć? Wszystko mogło się wydarzyć.




***

          

                            Odyn wrócił do jadalni niemal pół godziny później. Z jego miny nie można było wyczytać zbyt wiele. Jeżeli pragnął zachować neutralny wyraz twarzy, udawało mu się to bez problemu.
- Jakie wieści? - bogini ożywiła się i wyczekująco spojrzała na męża.
Mężczyzna zignorował pytanie, bez słowa wracając na swoje miejsce. Zasiadł ciężko na miękkim fotelu i jednym łykiem opróżnił kielich do dna.
- Ojcze? - brunet uniósł pytająco brwi.

- Przybył z pewnym żądaniem... - zaczął starzec. - Nasza delegacja została pojmana.
- Jak to?
- Joonlaud dowiedział się szczegółów związanych ze śmiercią Fessesa.
- Och nie - jęk Friggi rozniósł się echem po pomieszczeniu.
- Żąda... - roszczenia kregańczyka musiały być doprawdy wygórowane, ponieważ bogu załamał się głos. - Żąda, abym wydał mu ciebie Loki - dokończył. - Morderca za deputantów.



***

6 komentarzy:

  1. Czytam ten blok od początku ale dopiero teraz mam czas skomentować, więc: KOBIETO!!! Nie wprowadzaj takiego napięcia!
    A poza tym super!

    A co do tej petycji to zostało jeszcze tylko 206 głosów.

    PS. Jak chcesz to też możesz zemną porozmawiać co do filmu i Lokiego. Mam teraz nudy bo moja kuzynka z którą mogłam o tym pogadać wyjechałą za granicę na 2 tygodnie!:(

    Miley

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)

    Ten rozdział zostawił we mnie takie napięcie że aż mi tchu zabrakło ;P
    Biedny biedny Loki ciekawe jaką decyzje podejmie Odyn.

    Dzięki serdeczne :P

    Nadal musimy szukać zwolenników do podpisania petycji :)

    Lokietta.

    OdpowiedzUsuń
  3. W głupim miejscu ucięłaś, kochana, w głupim. Jestem ciekawa ile czasu do następnego rozdziału, w końcu zrównałam się z bieżącym opowiadaniem
    Massie

    OdpowiedzUsuń
  4. no nie no nie liczyłam że w tym rozdziale będzie czy Odyn wyda Lokiego czy nie ech.... ale dobrze utrzymujesz napięcie z niecierpliwieniem czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam, Rox

    OdpowiedzUsuń
  5. Te pościgi! Te wybuchy! Te emocje! C: W sumie przerwanie rozdziału było dobrym wyjściem, chociaż oczekiwanie na nowy rozdział robi się coraz bardziej nieznośne. Zatem weny życzę i pisz jak najprędzej, bo decyzja Odyna strasznie mnie zastanawia. C:
    Pozdrawiam
    sellingprice

    OdpowiedzUsuń
  6. Mogę sobie wyobrazić, jak używa tego subtelnego, ale imponującego ciała by się wspiąć. I ta strużka soku.. Bosh. Jestem ciekawa czy zawarłaś jakieś "mocniejsze" sceny z nim. If you know what I mean:))) Szczerze to głównie takie czytam. Szkoda, że nie interesował mnie temat Lokiego wcześniej, podsunęłabym ci ten pomysł:)))))

    OdpowiedzUsuń