poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 20 --> Rat

Nie mam pojęcia co napisać po tak długim czasie. Może po prostu: witajcie ponownie! 
Wróciłam i nawet mam dobrą informację, na rozdział 21 nie trzeba będzie czekać bardzo długo, ponieważ już prawie jest skończony. Myślę, że za tydzień będzie :) 
A póki co tak jak napisałam w komentarzu, zgodnie z zapowiedzią... Oto rozdział 20! 

Pozdrawiam wszystkich, co wytrwali, 
Kinnisidee 3:}

Utwór na dzisiaj --> Lorde - Everybody wants to rule the world


Taka szkarada na dzisiaj.


***
                       Wytrwale walczył z głodem, co chwilę zerkając na niedomyty kawał blachy. Metal na jej krańcach powyginany był w taki sposób, by pełniła funkcję bardzo prowizorycznego talerza. Kleista papka, kilkanaście ziaren grochu i kawałek czegoś wyglądającego jak mięso wydzielały z siebie przykry zapach świadczący o nie pierwszej już świeżości. Konsystencja i smród posiłku zdecydowanie nie zachęcały do zaspokojenia łaknienia. Mógłby on z powodzeniem wylądować na stole Tulekhajów, a ich wyszukane podniebienia z pewnością doświadczyłyby ekstazy. Cholerne robale i ich cholerne upodobania. Chociaż nie chciał się do tego przyznać nawet w myślach, prawdę mówiąc w tym momencie bardzo pragnąłby być jednym z nich.
                      Od tych ponurych rozmyślań odciągnęło go ciche chrobotanie dobiegające z kierunku, którego nie był w stanie określić. Z ciemności wypełzł wychudzony, liniejący szczur i skrobiąc pazurkami po nierównym podłożu, niepewnie skierował się w stronę, z której napływała nęcąca go woń. Szedł powoli, co chwilę przystając i nasłuchując jakiegokolwiek niepokojącego dźwięku. Przyciszony oddech człowieka najwyraźniej w jego mniemaniu za takowy nie uchodził, ponieważ nieustraszenie kontynuował swój mały marsz. Gdy w końcu dotarł do naczynia natychmiast oparł przednie łapki o jego kant i wypchnął w przód pyszczek. Pokryty drobną, szaroburą sierścią nos niemal dotykał zimnej mazi, cienkie wąsy poruszały się szybko przy każdym oddechu, różowy ogon drgał nerwowo, nie mogąc uleżeć w jednym miejscu. Stres zwierzęcia związany z opuszczeniem bezpiecznej kryjówki dawał się poznać po całym jego małym, brudnym ciałku.
                     Obserwował poczynania gryzonia w zupełnej ciszy. Nie chciał go spłoszyć. Błądząc myślami przyłapał się na jednej instynktownej i dość niepokojącej. Martwy szczur mógłby... Zaklął siarczyście, powołując tym samym swego jedynego towarzysza do morderczego biegu. Metą był ten sam pogrążony w ciemności kąt, z którego szczur wylazł. Obłe kontury stworzenia rozmywały się coraz bardziej, aż w końcu zupełnie zanikły stając się częścią cienia.
Jak mógł w ogóle o tym pomyśleć.


***


- Otwierać - dobiegający zza rogu głos tym razem nie należał do Frigg. 
- Nikt prócz pary królewskiej nie może zostać dopuszczony do więźnia - odparł strażnik tonem pozbawionym jakiejkolwiek stanowczości - To rozkaz.
- Królowa pragnie obdarzyć więźnia podarunkiem. Wysłała mnie, bym go mu przekazał.
Zapanowała pełna niemal namacalnego niezdecydowania cisza, którą przerwał brzęczący odgłos wyciąganych zza pasa kluczy. Mężczyzna szybko znalazł odpowiedni i otworzył metalową furtę stanowiącą dodatkowe więzienne zabezpieczenie. Stukot podbitych butów towarzyszący kolejno przesunięciu się strażnika na bok i zasalutowaniu rozbrzmiał w wąskim korytarzu ze zdwojoną głośnością.
                       Loki ze splecionymi na piersi ramionami obserwował zbliżające się światło trzymanej w dłoni pochodni. Tańczyło ciepłym blaskiem na niskim, wilgotnym sklepieniu lochów, rozbijając panujący w nich półmrok. Oczekiwał na gościa z uczuciami dalekimi od pozytywnych, ale gdy ów w końcu przed nim stanął przyodział na twarz szeroki, fałszywy uśmiech. Zakapturzona postać zatrzymała się tuż przed barierą ochronną i wetknęła łuczywo w wolny uchwyt na ścianie.
- Cofnij się pod ścianę.
- Niezbyt to miłe powitanie po tak długim czasie rozłąki, bracie - odparł z przekąsem, jednak postąpił kilka kroków w tył, napotykając plecami na chłodny mur. - Odpowiada? 
- Nie drażnij się ze mną Loki - niemal warknął, a to rzadko się zdarzało.  
Chociaż na brunecie nie zrobiło to większego wrażenia, uniósł ramiona w uspokajającym geście.  
- Jak sobie życzysz, panie - oblizał spierzchnięte wargi i pozwolił rękom swobodnie opaść wzdłuż tułowia. - Czego chcesz?
- Potrzebuję twej pomocy w pewnej sprawie.
- I oczekujesz, że się zgodzę? - nieokreślony grymas wykrzywił na chwilę jego twarz, jednak zniknął zastąpiony uśmiechem jeszcze szerszym od poprzedniego.
- Matka ma zamiar wysłać na Kregan delegację - Thor kontynuował, nie zwracając uwagi na jego słowa. - Kilku członków Rady.
- Wiem o tym. Nie ty pierwszy zaszczyciłeś mnie swym przybyciem.
- Moje prośby dotyczące zmiany planów nie odniosły większego skutku. Zgodziła się jedynie na ograniczenie liczby posłów do czterech, niewielka to pociecha. Przyszedłem, ponieważ pragnę byś i ty spróbował nakłonić ją do rezygnacji z tego działania.
- Nie. Niech w bolesny sposób przekona się o błędności swych rozkazów. Kilku członków Rady mniej. Niewielka strata.
- Idzie o dobro całego Asgardu.
- Ono mnie nie obchodzi - Loki rozłożył ramiona i zaśmiał się nieszczerze. - To już nie moja sprawa.
- Niech będzie. W zaistniałej sytuacji rozumiem twą niechęć do jakiejkolwiek współpracy - blondyn odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia z lochów, jednak po kilku krokach stanął, sięgnął za pazuchę, wyciągnął małych rozmiarów księgę oprawioną w ciemną skórę. - Powinna ci się przydać - wrócił pod celę i schylił się, by wsunąć do niej przyniesiony przedmiot.
                         W miejscu zetknięcia z podarunkiem łuna jaskrawo migotała, jednak nie stawiała oporu. Ulegle zezwalała, by przenikała przez nią silna, ozdobiona niewielkim sygnetem dłoń Thora. Loki spojrzał na nią uważnie, mrużąc podejrzliwie oczy. Herb rodu Asów widniejący na niewielkiej, złotej powierzchni wykonany był z wielką precyzją, jednak to nie dzięki niemu ozdoba przykuła jego uwagę. Uczyniły to dwa niewielkie kamienie symetrycznie rozmieszczone po bokach pierścienia. Wystarczyłoby sięgnąć, chwycić ten pieprzony sygnet i szybkim ruchem ściągnąć go z palca Thora. Tylko tyle, a byłby wolny.


***


                          Przyszedł tu bez większych nadziei na jakąkolwiek pomoc ze strony brata. Musiał spróbować, ponieważ istniał szansa, że Loki okaże choćby nikłą chęć do współpracy. Rozmowa z matką to niewielkie poświęcenie, ale jeśli doszłaby do skutku, delegacja najprawdopodobniej zostałaby odwołana. Nie miał jednak zamiaru dłużej nakłaniać go do zmiany decyzji. Czuł złość, ogromną złość, ale nie po to przeznaczył chwilę swego czasu na wizytę w lochach, by napsuć sobie krwi. Uspokoił się i zrobił to, co jeszcze miał do zrobienia. Przełożył ramię przez barierę ochronną i podał więźniowi prezent.
                          Spojrzał mu w twarz, jednak brunet nawet tego nie zauważył. Thor wiedział o czym teraz myśli. Nietrudno było to dostrzec w tych zimnych, zielonych oczach skierowanych wprost na sygnet. Przyglądały mu się bez żadnych zahamowań, nawet nie starając się ukryć swego zainteresowania. Niepozorny klucz do pełnej swobody był tak kusząco blisko. Trzymał księgę w wyciągniętej dłoni jeszcze przez chwilę, a gdy Loki niemal niezauważalnie, acz znacząco drgnął, upuścił starodruk na ziemię i szybko ją cofnął. Twarz uwięzionego stężała gdy zrozumiał, że jego szansa minęła.
- Powinieneś już iść bracie - rzekł po chwili, lekko marszcząc nos. Cienkie zmarszczki wywołane tym ruchem pocięły jego gładką skórę.
Skinął głową i bez żadnych słów pożegnania opuścił to śmierdzące stęchlizną, chłodne miejsce.


***


                       Gdy odgłos kroków Thora zupełnie ucichł, odczekał jeszcze chwilę, w bezruchu nasłuchując jakichkolwiek innych dźwięków. W końcu zyskał niemal całkowitą pewność co do tego, że nikt mu nie przeszkodzi. Kolejny kontrolny obchód staży miał się odbyć dopiero za kilka długich godzin, miał więc trochę czasu. Podszedł do wyjścia ze swego więzienia, kątem oka zerkając w bok i przeszywając spojrzeniem panującą w korytarzu ciemność. Nikogo. Ucichły nawet przeciągłe jęki dochodzące z głębszych części lochów, chociaż akurat to nie miało żadnego znaczenia. Skazańcy mogliby wyć nawet jak zarzynane zwierzęta, a i tak nie stanowiło by to dla niego przeszkody w pełnym skoncentrowaniu się.
                       Powolnym ruchem podniósł księgę, zważył ją w dłoni, obrócił, by spojrzeć na grzbiet. W ciemnej skórze kunsztownie wytłoczono i pozłocono drobne litery. Złote okucia na krawędziach wykonano z ogromną dokładnością wymagającą wielu lat praktyki i dużego doświadczenia. W zamyśleniu zaczął kartkować strony, czerpiąc przyjemność z szorstkiego dotyku papieru, delikatnie ocierającego się o opuszki jego palców. Przewertował już ponad połowę, gdy nagle coś przykuło jego uwagę w znacznie większym stopniu od reszty. Zapomniał o lubości, z jaką oglądał ten jeden z tak bardzo brakujących mu w celi przedmiotów. Zmarszczył brwi i cofnął się o kilka kartek. Zaczął czytać. Po chwili bruzda znacząca jego czoło pogłębiła się jeszcze bardziej. Nie odwracając wzroku od drobnych liter cofnął się do miejsca, gdzie leżał jego siennik, oparł się o ścianę i wolnym ruchem osunął po niej do siadu. Oddech wiązł mu w gardle, a serce biło coraz szybciej. W końcu miał zajęcie o wiele sensowniejsze od wpatrywania się w pokrytą grzybem i wilgocią ścianę.


***


                       Zgromadzeni w holu delegaci oczekiwali jedynie na odpowiedni sygnał do wymarszu, chociaż wymarsz był w tym przypadku słowem zbyt skromnym. Nie oddawał rozmachu z jakim zaplanowano udać się na Kregan. Tuż za złotymi wrotami, w równym rzędzie ustawiono złote rydwany w liczbie odpowiadającej ilości posłańców. Czterech wybranych przez królową członków Rady, którym towarzyszyć miało dwunastu żołnierzy stanowiących obstawę. Po trzech na jeden powóz. Niewielka to była grupa, Bifrost zbudowany został w taki sposób, by w razie potrzeby pomieścić znacznie więcej istot. Mężczyzn odziano w przygotowane specjalnie na takie okazje, najlepsze szaty uszyte przez krawców rodziny królewskiej. Każdy z czterech mędrców mógł chlubić się długą, siwą brodą zaplecioną i upiętą zgodnie ze swą rodową tradycją. Zarost ten był symbolem wysokiego stanowiska i należnego miejsca w asgardzkiej społeczności. Im bardziej szanowany człowiek, tym bardziej skomplikowane i ozdobne ufryzowanie. Zasłużyć na nie nie było łatwo, a same korzenie genealogiczne nie wystarczały. Przygotowanie wymagało wiele trudu i czasu, a w szczególności na to drugie niewielu mogło sobie pozwolić.
                       O umówionej godzinie posłańcy wyszli na zewnątrz. Napięcie rosło z każdą chwilą, na dziedzińcu gromadziło się coraz więcej ciekawskich gapiów. Ludzie przepychali się, chcąc zobaczyć jak najwięcej, by mieć potem o czym opowiadać nieobecnym krewnym i znajomym. Chłonęli całymi sobą każdy dźwięk, każdy ruch, każdą chwilę spędzoną w nietypowej sytuacji. A obecne okoliczności były wyjątkowo niebanalne, co podsycało ciekawość i działało jak magnes ze zdwojoną, lub wręcz potrojoną siłą.
                          W końcu rozległ się donośny dźwięk gongu, potem drugi i trzeci. Zanim ostatnie uderzenie zdążyło wybrzmieć do końca, zagłuszyła je melodia trąb. Zaczęło się. Pora wyruszać. Ostatnia wymiana porozumiewawczych spojrzeń, ostatnie skinienia głową na szczęście. Odgłos samotnej trąbki wybija się ponad inne, zmienia rytm, zachęca do podjęcia wyzwania. Złapali cugle i popędzili konie w stronę Bifrostu.


***

8 komentarzy:

  1. Fantastycznie! Usunął mi się super-długi komentarz...
    Cóż, POHA, napiszę go od początku. Chciałabym zacząć od spostrzeżenia. Nasze umysły są połączone. Albo raczej - są jak naczynia połączone. Kiedy ja nie mam shakespeare mode, Ty leżysz do góry brzuchem twierdząc, że masz labę. Z kolei gdy Ty nie masz absolutnie żadnych pomysłów na rozdział, ja zamykam się na pół roku w mojej misiowej norce ( *u* ) i nie wyściubiam z niej nosa. Aż do teraz!
    Twój rozdział nie był zatrważająco długi, a i właściwie niewiele się w nim działo. Spostrzeżenia fabularne w drugim komentarzu, kochana. Musisz wiedzieć, że czytanie Twojego najnowszego dzieła sprawiło mi wiele przyjemności. Mam nadzieję, że podobne odczucia towarzyszyły Ci przy czytaniu mojego wczorajszego fragmentu.

    Stylistyka. Zanim rozpracuję Cię na drobne, rozpracuję i przewałkuję, chcę zwrócić Twoją uwagę na jeszcze jedną kwestię. Podczas gdy ja stałam się mistrzynią powtórzeń, Ty pokochałaś nie wstawianie przecinków. Pozwól, że przytoczę najbardziej dramatyczne zdania w prawidłowej ich formie:

    Z ciemności wypełzł wychudzony, liniejący szczur i skrobiąc pazurkami po nierównym podłożu, niepewnie skierował się w stronę, z której napływała nęcąca go woń. ~ Prosta sprawa. W drugiej części zdania mamy imiesłów oraz czasownik.

    - Niezbyt to miłe powitanie po tak długim czasie rozłąki, bracie ~ Majstersztyk! Kochana POHA, kiedy wtrącamy do zdania imię, funkcję, zwrot grzecznościowy, przecinek aż prosi się, żeby go postawić. Nie tłumaczyłabym Ci tego błędu, gdyby... nie powtórzył się kilkakrotnie.

    Gdy odgłos kroków Thora zupełnie ucichł, odczekał jeszcze chwilę, w bezruchu nasłuchując jakichkolwiek innych dźwięków. ~ Kolejny bajeczny fragment. Masz obok siebie dwa zwykłe, absolutnie zwykłe czasowniki ( "ucichł" i "oczekał"), a Ty nie pomyślałaś o przecinku :)

    W zamyśleniu zaczął kartkować strony, czerpiąc przyjemność z szorstkiego dotyku papieru, delikatnie ocierającego się o opuszki jego palców. ~ To miejsce z kolei jest potencjalnie problematyczne. Wszystko zależy, w jaki sposób będziemy traktować słowo "opierającego". Jest to bowiem przymiotnik odczasownikowy ("opierać") i jako taki teoretycznie mógłby być odseparowany przecinkiem. O bogowie, na dodatek jest to przymiotnik odczasownikowy zwrotny ("się"), ale jest to nazwa właśnie przeze mnie wymyślona, więc nie wiem, czy poprawna :) Jednak zdanie bez przecinka w tym miejscu będzie miało nieproporcjonalnie długi drugi człon. Przecinek jest bowiem niczym innym, jak graficzną formą oddechu.

    Kilka zdań, które zwróciły moją uwagę:

    Cienkie zmarszczki wywołane tym ruchem pocięły jego gładką skórę. - VIVA ZMARSZCZKI! Niech żyją sobie nawet ze sto lat, skoro już są ożywione :)) To prawie lepsze niż rączki wyrastające z czoła, bo mają przeszłość kryminalną albo są emo i lubią się ciąć.

    Złapali cugle i popędzili konie, dalej, w stronę Bifrostu! ~ Czyżby jakieś inspiracje naszym Wieszczem, Mickiewiczem? Mnie osobiście ten fragment mocno kojarzy się z epopeją narodową, "Panem Tadeuszem", czego nie umniejsza nawet fakt, iż w zdaniu pojawia się Tęczowy Most.

    Muszę podzielić komentarz na kilka części, bo mi blogspot nie chce wysyłać :((

    Massie.





    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze. A teraz, POHA, zrobi się poważnie. Mój internetowy przyjaciel bardzo chce Cię poznać. Jest miły, mądry i przyjemny w użyciu, często pomaga mi, kiedy mam dylemat interpunkcyjny. Mam nadzieję, że Tobie będzie służył równie uniżenie: http://www.prosteprzecinki.pl/

      Dalej!

      Rozdział ten jest właściwie ciągłą narracją. Składają się na nią niemal wyłącznie długie opisy, które tworzy się długo i żmudnie. Wymagają częstego powtarzania, o co właściwie autorowi chodzi. Sprawienie, by miały ręce i nogi, bywa trudne, chociaż Ty poradziłaś sobie całkiem dobrze :) Unikałaś powtórzeń jak diabeł święconej wody, wyszło Ci to sprawnie i bardzo ładnie.

      Niektóre ze zdań niestety potrafią u Ciebie rozproszyć całą myśl główną zawartą w akapicie. Pozwól, że przytoczę fragment, który najlepiej to charakteryzuje: "Musiał spróbować, ponieważ istniał niewielki procent szans, że Loki okaże choćby nikłą chęć do współpracy.". Słuchaj, z tym zdaniem jest prawie wszystko w porządku. Nie ma powtórzenia i wszystko ładnie pięknie. Jednak nagromadzenie słów "niewielki" i "nikły" wprowadza pewien zamęt, konsternację w umyśle czytającego. Mówiłyśmy kiedyś wiele o zdaniach nadmiernie złożonych (swoją drogą, naliczyłam ich bardzo niedużo), to konkretne natomiast jest jakby... nadmiernie znaczące. Taki... oksymoron zdaniowy, masło maślane.

      Muszę Cię jednak pochwalić za to, że zdania są w większości przypadków kończone tam, gdzie kończy się uwaga czytelnika. Zdania ważne podkreślasz tym, iż np. są one znacznie krótsze. Na Twoim miejscu trochę mocniej rozdzielałabym akapity, aby były krótsze, lecz jest to jedynie moja sugestia.

      Wprowadziłaś też wiele przemyśleń bohaterów i pobiegłaś na kilka frontów (Loki, Thor, potem wyjazd Rady w oczach wszechwidzącego narratora), co zwykle kończy się stylistycznie o wiele gorzej, a jednak Ty wybrnęłaś. Ma to przysłowiowe ręce i nogi, narracje nie przeplatają się dzięki tym niesamowitym trój-gwiazdkom.
      " * * * "

      Co do dialogów, nie było ich zbyt wiele. Nie miałaś pola do popisu, więc i się nie popisałaś. Można by było spodziewać się czegoś więcej, ponieważ Loki, jako charyzmatyczna postać, mógł się w tym momencie mocno wykazać. Nie mówił jednak wiele, co jest dosyć niekanoniczne. Jest zamknięty w celi i nie może się do nikogo w żaden sposób zwrócić, chyba że do ścian albo do tego nieszczęsnego szczurka chociażby ^^

      W miejscu zetknięcia z podarunkiem łuna jaskrawo migotała, jednak nie stawiała oporu. Ulegle zezwalała, by przenikała przez nią silna, ozdobiona niewielkim sygnetem dłoń. ~ Ten fragment przywołał zmarszczki do mojego czoła :)) Nie bardzo zrozumiałam, o co chodzi. Mogłabyś mi wyjaśnić? :D

      Rozdzielam kwestie plotu do następnego komentarza.

      Massie.

      Usuń
    2. Generalnie rozdzialik łatwy, przyjemny i bezproblemowy, chociaż należy przeczytać poprzedni, żeby lepiej go zrozumieć. Czas robi swoje i problematyka jakoś umyka w międzyczasie. Jest to właściwie na korzyść dla Ciebie, ponieważ zwykle we fragmentach, gdzie niewiele się dzieje, wystarczy przeczytać jedno zdanie i wiedzieć już wszystko, co chce się wiedzieć, a nawet więcej. Z pewnością przyznaję Ci za ten zabieg dodatkowy punkt. Z jednej strony nie przytłaczasz czytelnika nawałnicą zdarzeń, a z drugiej chcesz, by uruchomił szare komórki.

      Scena ze szczurem wzbudziła we mnie pozytywne odczucia. Jaka szkoda, że Loki nie miał widelca! (Pamiętasz, POHA? Jotunheim? "Ja ci się nie złożę?" ^^). Jeżeli było to celowe nawiązanie, to czuję się urzeczona. No i wspomnienie dotyczące Tulekhajów, którzy nagle zaczęli mi się kojarzyć z Dothrakami, odsyłające nas do samych korzeni bloga... :)

      Postać Thora okazała się trochę zbyt wyrozumiała jak dla mnie. Zawsze kojarzył mi się z takim wielkim, łatwo wpadającym w złość facetem, który zmiażdży Ci język, zanim zdążysz mu odmówić. Bez żadnych erotycznych skojarzeń, proszę :)

      Bardzo zainteresowała mnie kwestia tej książki, powiem Ci szczerze...

      Rada! Kolejna rzecz, która się u nas powtarza, ale dokładasz wszelkich starań, żeby nie wyglądała ona jak ta z mojego fanfiction (i vice versa). Trochę mnie gryzie, kim byli Ci czterej mężczyźni i jaką wcześniej pełnili rolę. Czy są to magowie, antymagiczni, przyjaciele czy nieprzyjaciele Odyna? Mówiąc szczerze traktuję ich bardzo podejrzliwie, chociaż może nawet nie mają żadnego większego wpływu na fabułę jako postacie same w sobie.

      Powiem Ci, POHA, że na następny rozdział czekam niecierpliwie. Czekam też przede wszystkim na nowe postacie i jakiś taki wcale sympatyczny kogel-mogel z tym Kreganem, bo to wokół niego pewnie wszystko się zakręci. Mam też nadzieję, że nawet ta sytuacja stanowi tylko backstage do wielkiego bum!, które najpewniej planujesz.

      Ze zniecierpliwieniem czekam na ciąg dalszy,

      Massie.

      Usuń

    3. Tobie usunął się komentarz, mi komputer pokazuje, że zostawiono 3 komentarze, ale za cholerę nie chcą się one otworzyć. Dlatego siedzę z telefonem w rękach (na nim wszystko jest w jak najlepszym porządku) i próbuję nie dostać szału od ciągłego przewijania w tę i z powrotem tej cholernej strony. Ale jest dobrze.

      Fragment jest całkiem długi, tylko że w kategorii „Jak na POHA” ^^
      Przyznaję, że przecinki są moją cholerną zmorą i często obniżały mi ocenę z wszelkich dyktand, chociaż nieznacznie. Dobrze, że dopiero dwa błędy interpunkcyjne stanowiły odpowiednik jednego ortograficznego. Tak więc właśnie. Ale brak przecinka między dwoma czasownikami poważnie mnie zirytował. Zrzućmy to na zmęczenie. W końcu po 7 godzinach podróży (bez spania) i kolejnych 6 pisania, można nie zauważyć niektórych oczywistych rzeczy. Dobra, poprawiłam te byki, cholera jasna.
      Narzucmy na nie milczącą zasłonę zażenowania. (Tak poetycko.)

      Co do zmarszczek - zdecydowanie przeszłość kryminalna. POHA popłynęła, tak samo jak z „(...) dalej, w stronę Bifrostu!”. Poczuj ten dramatyzm, wczuj się w sytuację, popłyń razem ze mną! Może lekkie vinleanienie by Ci w tym pomogło :P Mnie wystarczyło przysypianie i desperacja, by chwilowo skończyć tę konkretną część fabuły. Pełen odlot gwarantowany.

      Masło maślane usunięte.

      Uwielbiam moje „***”. Są straszliwie wygodne, a i tekst nabiera dzięki nim jako takiej przejrzystości. No i trudniej się pogubić w tym wszystkim, co oczywiście też jest na plus.

      Teraz przejdźmy do ręki ze sygnetem, która magicznie przeniknęła przez barierę ochronną. Dodałam imię, chyba trochę się rozjaśni dzięki temu. Dłoń już nie jest taka bezosobowa i tajemnicza.

      ~ "Z pewnością przyznaję Ci za ten zabieg dodatkowy punkt." - łiii, jeden punkt dla Slytherinu! :D

      Szczur jest elementem wczorajszodzisiejszego, nocnego natchnienia. Szczerze mówiąc pisząc ten fragment nawet przez myśl mi nie przeszła scena z Twojego fanfiction. Zabieg niezamierzony, ale wyszło faktycznie całkiem fajnie :) Dobrze mi się pisało tę część.

      Thor... Thora pozwól, że przemilczę. Uśmiechając się lekko pod nosem.
      A wątek z Radą jeszcze się rozwinie, czekaj, czekaj!

      Odpisuję strasznie zwięźle i nie jestem z tego powodu zadowolona, ale już nie mogę na tym telefonie. Poza tym nadciąga pora rodzinnego obiadku u babci. Nie wiem kiedy uda mi się zamieścić tę odpowiedź, oby jak najszybciej!

      Kinnisidee, znana również jako POHA.

      Usuń
  2. Tak długo Cię tu nie było, że nie liczyłam już na powrót. A tu taka niespodzianka! Uwielbiam twoje opisy, a już tym bardziej pomysłowość. Nie mogę się doczekać ciągu dalszego i zapraszam do siebie http://kazdymadrugieoblicze.blogspot.com/

    Pozdrawiam,
    Vivilet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak wróciłam. Dzięki za miłe słowa, staram się :)
      Na Twojego bloga wpadnę i poczytam, jak tylko znajdę chwilę, żeby porządnie się tym zająć.

      Również pozdrawiam,
      Kinnisidee 3:}

      Usuń
  3. Nooo...wręcz mogę napisać nareszcie i ciezko westchnąć. Długo kazałaś nam na siebie czekać, ale własciwie to dobrze, bo powróciłaś w pełnej krasie, dając czytelnikom świetny rozdział. Długi jak trzeba treściwy i bogaty w ciekawostki, które już pozostawiają mały niedosyt i niecierpliwą wręcz chęć poznania następnego rozdziału.
    Nie powiem...
    Niezmiernie ucieszyła mnie wiadomość, którą zamieściłaś już na początku. Za tydzień nowy rozdział, więc oczekiwanie tym razem nie będzie długie, to wspaniale...

    Przechodząc zaś do rozdziału, Thor w twym wydaniu jest znacznie bardziej inteligentny niż gdziekolwiek indziej. To mi się podoba, mam dość robienia z niego kompletnego idioty.
    Druga rzecz, sceny z celi Lokiego, wzbudzają moje współczucie dla niego. Doprawdy potrafisz opisać nędzę w jaką popadł, tak dobierając słowa i wydarzenia, że człowiek mimowolnie drży zastanawiając się czy facet prędzej nie zejdzie z tego świata, niż się uwolni.
    I ta księga, co on tam ciekawego wyczytał, to zapewne coś ważnego, co zaważy na całym opowiadaniu.
    Już nie mogę się doczekać ciągu dalszego.
    Pisz, pisz, pisz szybko

    Pozdrawia Szatan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaak, właściwie mogę napisać to samo. Nad następnym rozdziałem nadal pracuję, ale z pewnością wyrobię się do poniedziałku :D

      Nie rozumiem, dlaczego tak wiele osób robi z niego półgłówka. Pewnie to przez to, że w filmach Marvela Thor nie bardzo orientuje się w sprawach Midgardu. Na siłę tworzone są z nim "zabawne" sceny, które opierają się właśnie na tym braku doświadczenia i tadam, mamy Thora-idiotę. No trudno, cóż zrobić...

      Dziękuję :)

      Pozdrawiam,
      Kinnisidee 3:}



      Usuń